-Proszę zapiąć pasy, zaraz startujemy. - wykonałam polecenie stewardessy. Nie odwracałam głowy od okna. Widok, który był za małą, okrągłą szybką nie zrobił na mnie zbyt dużego wrażenie, ale wolałam to niż patrzeć na jakiegoś śliniącego się bachora po mojej lewej. Budynek lotniska zaczął się przesuwać. Stratujemy - pomyślałam. Chwyciłam mocniej fotel. W brzuchu poczułam coś dziwnego. Tak jakby wszystkie narządy podniosły się, aby za chwilę opaść.. Byliśmy już w powietrzu. Z każdą sekundą coraz wyżej. Podobało mi się. Nigdy nie miałam okazji lecieć samolotem. Moje podekscytowanie w tamtym momencie przewyższało wszystkie normy. Patrzyłam w okienko z otwartą buzią. Chmury zawsze kojarzyły mi się z wolnością. Tym razem też tak było. W końcu poczuła się wolna. Chociaż na krótką chwilę. Nie było z nią matki, nie było kuratora, nie było wścibskich spojrzeń przechodniów na londyńskich ulicach. Oparła głowę o oparcie białego fotela. Wypuściłam powietrze z płuc. Wyszukałam w torbie podróżnej smartphone'a i słuchawki, po czym podpięłam jedno do drugiego. Włączyłam muzykę. Rozkoszowałam się głosem Christiny Perri i Birdy. Moje dwie ulubione wokalistki. Dzięki ich piosenkom w ogóle jeszcze żyję. Kilka razy próbowałam się zabić. Za każdym razem kończyło się tak samo. W szpitalu z zapłakaną matką, która wisiała nad łóżkiem. W końcu przestałam próbować. Stwierdziłam, że to nie ma sensu, bo ten na górze chce żebym cierpiała. Jestem ateistką jak mój tatuś. Kolejny udany. Zostawił mnie i mamę, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Pomyślcie sobie, co musi czuć trzyletnie dziecko, które widzi jak jego ojciec pakuje walizki i bez słowa pożegnania opuszcza dom. Nie za fajnie. Oczywiście potem wrócił. Przypomniał sobie o mnie. Ale nasz kontakt ograniczał się jedynie do dzwonienia i raz na pół roku przyjeżdżał do Londynu by się ze mną zobaczyć. Jak każdy przykładowy tatuś przywoził mi prezenty, z których już dawno wyrosłam. Jaka normalna szesnastolatka bawi się lalkami Barbie?
~*~
-Proszę zapiąć pasy, lądujemy. - wybudził mnie głos dobiegający z głośników. Posłusznie zapięłam pas. Moje paznokcie ponownie wbiły się w fotel. Bałam się lądowania bardziej niż startu. W internecie piszą o niejednym wypadku, który zdarza się właśnie podczas lądowania. Odetchnęłam z ulgą, kiedy koła samolotu odbiły się od powierzchni lotniska. Po zatrzymaniu się samolotu zabrałam wszystko co miałam i stanęłam w kolejce do wyjścia. Po około dwudziestu minutach mogłam odebrać bagaż. Ciągnąc za sobą walizkę w panterkę rozglądałam się dookoła. Szukałam tabliczki z moim imieniem i nazwiskiem. Stanęłam pośród tłumu witających się czule ludzi. Zrobiło mi się przykro, złość zaczęła we mnie narastać. Byłam przekonana, że ojciec po mnie przyjedzie. Opuściłam budynek lotniska, po czym zrezygnowana usiadłam na krawężniku. Nie miałam adresu do ojca. Ukryłam twarz w dłonie. Czułam jak łzy naciskają na moje oczy. Toczyłam z nimi wojnę, w efekcie której to one wygrały. Rozmazały cały mój makijaż. Byłam bezradna. Gdyby nie padła mi bateria zadzwoniłabym po niego, ale z pechem trzeba się urodzić.
-Mogę ci jakoś pomóc? - podniosłam głowę. Nade mną pochylał się jakiś staruszek. Prychnęłam.
-Jak znasz adres John'a West'a to owszem. - siwy facet wyraźnie oburzył się moim zachowaniem. Nie mam w naturze zwracanie się do starszych osób pan/pani. Tak jak już mówiłam, poprawczak i to całe bagno tak mnie zmieniło.
-Powinnaś nauczyć się szacunku dla starszych osób. - powiedział oburzonym tonem i odszedł.
-Spierdalaj. - mruknęłam pod nosem. Siedziałam na tym krawężniku jak ostatnia sierota. Ludzie patrzyli na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Nic nie poradzę, że mam takiego ojca. Zaczynało się ściemniać, co szło w parze z coraz zimniejszym powietrzem. Moje długie, rude włosy unoszone były przez powiewy wiatru, ręce sine z zimna, a całe moje ciało trzęsło się jak galareta. Wtedy z wielkiego, czarnego samochodu wyszedł ojciec. Gdy mnie zobaczył oczy wyszły mu z orbit. Przebiegł przez ulicę i ukucnął obok.
-Rose? - zapytał ze zdziwieniem w głosie.
-Nie, Ginny Weasley kurwa. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się cwano. Pomógł mi wstać, po czym zaprowadził do samochodu, w którym na całe szczęście było ciepło. Usiadł za kierownicą i odpalił czarnego mercedesa clk.
-Czemu nie zadzwoniłaś? - rozpoczął rozmowę, która według mnie była zbędna. Podniosłam brwi do góry.
-Myślisz, że jestem na tyle głupia i nie zadzwoniłabym, gdyby nie padła mi bateria? - popatrzyłam na niego.
-Nie myślę tak. - zaśmiał się i poczochrał moje włosy. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
-Zostaw moje włosy. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. W ciszy dojechaliśmy do posiadłości ojca, która robiła wrażenie. Zabrał moje walizki, po czym przepuścił mnie w furtce. Brukowaną ścieżką doszliśmy na niewielką werandę, na której, po lewej stronie, stał drewniany stolik, a obok dwa wiklinowe krzesła z poduszkami. Prawa strona skąpana była w kwiatach. To było coś pięknego. Zauważyłam otwarte drzwi, a w nich uśmiechniętego ojca, który gestem ręki zapraszał mnie do środka. Niepewnie weszłam w głąb mieszkania. Aż mnie zamurowało. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Salon był w odcieniach beżu i brązu, tak jak połączona z nim kuchnia. Oba pomieszczenia oddzielała od siebie wyspa kuchenna z trzema wysokimi krzesłami barowymi. Wielki telewizor wisiał na wprost białej kanapy przed, którą stał szklany stolik do kawy.
-Boże, gdzieś ty się tak dorobił?! - pisnęłam. Ciekawość zżerała mnie od środka jak wygląda mój pokój. Tata chyba zauważył to albo umie czytać w myślach.
-Schodami na górę, ostatni pokój na końcu korytarza. - skierowałam się we wskazanym kierunku. Wyszłam po drewnianych, kręconych schodach. Stanęłam przed białymi drzwiami i nie wiedziałam czy wejść do środka. Szczerze? Bałam się co tam zobaczę. Mój ojciec nadal traktuje mnie jak dziecko, które uwielbia zabawy. Przekręciłam gałkę, po czym pchnęłam drzwi. Zamurowało mnie. Pokój był przepiękny. Nie lubię różu, ale w tym połączeniu kolorów był dla mnie znośny. Po lewej stronie, pod oknem, stała biała komoda, a na niej trzy brązowe świeczki i jakaś szklana waza. Różowe zasłony wisiały przy oknie. Ściana przy której stało łóżku była brązowa, a na jej środku przyklejone było coś na podobieństwo jasno różowej poduszki, która podświetlona była po bokach. Wielkie łóżko zapierało dech w moich piersiach. Po prawej stronie stało białe biurko, a na nim laptop, lampka oraz kubek z długopisami, ołówkami i tym podobnymi. W Londynie mój pokój ograniczał się do jednoosobowego łóżka, biurka, starego laptopa i wielkiej szafy na środku centralnej ściany.
-Ciekawe ile banków musiał okraść, żeby się tak urządzić. - powiedziałam na głos. Nie chciało mi się wierzyć, że to z jego pensji w barze kanapkowym. Przynajmniej w Londynie nie dają w nich tak dużo wypłaty. Położyłam się na łóżku, które od razu skradło moje serce swoją miękkością, a Morfeusz porwał mnie do swojej krainy.
~*~
Obudził mnie jakiś hałas, który dochodził najprawdopodobniej z dołu. Tak jakby ktoś słuchał muzyki na full'a. Trzymając się za głowę, która bolała mnie niewyobrażalnie bardzo zeszłam na dół. Na kanapie siedziała jakaś blondynka. Telewizor szedł tak głośno, że czułam się jakbym zeszła do jakiegoś klubu, a nie do salonu.
-Tato, dlaczego w salonie siedzi jakaś blondi?! - wykrzyczałam, a po chwili z kuchni wyszedł ojciec.
-O, Rose, wstałaś. Poznaj proszę True, moją drugą córkę...
***
Siemka! 1 rozdział jest! Nie piszę zbyt dużo, bo zaraz jadę, więc: ja jestem z niego w miarę zadowolona, a was zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach.
Pozdrowienia śle Effey. ;*
EDIT1: Jeśli chcesz być informowany/na o nowych rozdziałach zostaw jakiś kontakt. :)
EDIT2: Został poprawiony błąd, o którym pisze Keroina. Bardzo dziękuję za upomnienie mnie. :)
EDIT2: Został poprawiony błąd, o którym pisze Keroina. Bardzo dziękuję za upomnienie mnie. :)
OMG. To jest boskie. *o*
OdpowiedzUsuńŻal mi trochę tej matki, niby matka która kocha a nie uwierzyła własnej córce i wysłała ją do Nowego Yorku, bo co.? Bo ze wstydu że jej córka była w poprawczaku..? ech... -,-'
Ojeja, ten dom i pokój. och i ach.! :D :D :D
A ta druga córka... niby była tylko opisana jako
blondynka " ale jakoś już jej nie lubię. ^^
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. :*
zapraszam: http://traversing-the-sample.blogspot.com/
Dam znać jeszcze w zakładce SPAM. ;)
Sorki że nabijam kolejny kom. ale znalazłam pewien błąd. :)
Usuń" Jaka normalna trzynastolatka bawi się lalkami Barbie? " trzynastolatka.? a w zakładce "opowiadanie" jest napisane że Rose ma szesnaście lat. ;)
Świetne, boskie i w ogóle mi słów brakuje.
OdpowiedzUsuńTak jak poprzedniczka, już nie lubię tej drugiej córki. Ta matka, to jakaś porażka. Pozbyć się córki tylko, dlatego że ta była z poprawczaku.
Czekam z niecierpliwością na next ;*
Po przeczytaniu rozdziału na usta ciśnie mi się tylko "WOW, to jest świetne, a dziewczyna, która to napisała ma talent!".
OdpowiedzUsuńPopraw ten błąd, o którym wspomniała już Keroina. :)
Poza tym jest bosko!
Pozdrawiam, Insanis. :)
fajne.
OdpowiedzUsuńczekam na nn.
anonimekk .. <3
~ Na samym początku chcę powiedzieć, że jest mi strasznie głupio i przepraszam, że tyle czasu nie wchodziłam na Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu mega *.*
A najbardziej w nim uwielbiam sarkastyczną odpowiedź Rose. Po prostu mnie to rozwaliło.
Jednak najbardziej nie spodziewałam się tej drugiej córki. To był ogromny szok dla mnie.
Uwielbiam Twojego bloga, więc czekam z niecierpliwością na następny oraz jeszcze raz przepraszam.
Pozdrawiam, xx
zapraszam na: ride--or-die.blogspot.com
No, mnie też rozbawiła niezmiernie ta odpowiedź :
Usuń"Rose? - zapytał ze zdziwieniem w głosie.
-Nie, Ginny Weasley kurwa."
Haha XD
http://wake-up-your-love.blogspot.com/ zapraszam na 2 rozdział. ;*
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, nie ma się do czego w twoim opowiadaniu przyczepić. Niezwykle oryginalny pomysł, nigdy nie wpadłabym na takie coś. To znak, że masz niezłą wyobraźnię ;) Uwielbiam twoje sarkastyczne odpowiedzi XD Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJeśli mogłabyś mnie informować, to podałabym ci adres mojego profilu na facebook'u, okey?
https://www.facebook.com/paulina.siuda.39
Pozdrawiam i życzę weny ;3